niedziela, 30 września 2012

Zanim coś powiesz poznaj do kogo mówisz.

Magia, czy ewangelizacja.
W magii, tej najbardziej prymitywnej z bajek dla dzieci wierzy się, iż wystarczy wypowiedzieć odpowiednie zaklęcie i to co chcemy spełni się.
Niektórzy zdaję się przenoszą tą dziecinną wiarę w skuteczność zaklęć na głoszenie kerygmatu. Wydaje się im, iż wystarczy wypowiedzieć kilka karygmatyczny zaklęć, a ewangelizowany zaraz się nawróci.
Jednak nie takimi drogami chodzi łaska Ducha Świętego.

Zanim zaczniesz cokolwiek głosić staraj się dowiedzieć coś o ewangelizowanym. Tu jednak trzeba mieć wiele wrażliwości, aby ewangelizowany nie poczuł się jak na przesłuchaniu w urzędzie skarbowym lub na policji. Nie należy pytać przykładowo ewangelizowanego z czego się utrzymuje albo gdzie pracuje. Nas interesuje głównie jego życie wewnętrzne uczuciowe, problemy z którymi się zmaga.

Ewangelizator powinien wykazać się empatią i wrażliwością dla problemów ewangelizowanego. Są ludzie, którzy od razu opowiedzą Ci cały swój życiorys inni z kolei będą zamknięci i nie dowiesz się o nich nic. Jednak zawsze warto spróbować, byle delikatnie.

Jeśli ewangelizowany nie chce nic o sobie powiedzieć zawsze można zaproponować modlitwę w wiadomej Bogu intencji. Trzeba jednak pamiętać, iż nie jest to najlepsze rozwiązanie. Znacznie lepiej jest gdy ewangelizowany otwiera się na nas głoszących, a tym samym na łaskę Ducha Świętego. Wtedy można dobrać głoszenie do profilu osobowości ewangelizowanego i można liczyć na lepsze owoce. Sprawdzone w praktyce.

Jednak ewangelizacja nawet uliczna nie kończy się na ulicy. Każda zewangelizowana osoba staje się naszym duchowym dzieckiem. Stajemy się odpowiedzialni za jej przyszłe losy. Zatem w miarę możliwości trzeba poprosić o kontakt. Chyba najmniej krępujący będzie email. Jeśli tego nie zrobimy, to wkrótce taka osoba zapewne zagubi się z powrotem w świecie i nasza ewangelizacja pójdzie na marne. Musimy zadbać, aby osoba ta trafiła do jakiejś wspólnoty, co dla nowonawróconych wydaje się konieczne. Trzeba też spotykać się od czasu do czasu i umacniać ją w wierze. Z czasem nownawrócony znajdzie środowisko ludzi wierzących i nasza opieka nie będzie już niezbędna.

sobota, 22 września 2012

Rybak, czy pająk?

Ostatnio miałem wątpliwą przyjemność odwiedzenia wspólnoty mało skutecznych pająków.
Dlaczego mało skutecznych?
Jak wiadomo każdy szanujący się pająk zakłada swoją sieć w miejscu, gdzie lata dużo much i czeka cierpliwie na swoją zdobycz.
Tymczasem Ci zacni chrześcijanie jako miejsce swoich spotkań wybrali zagrzybioną piwnicę, zwaną zaszczytnym imieniem "dolnego kościoła." Miejsce jak przystało na rasowych konspiratorów jest dobrze ukryte. Zapewne nawyk z czasów komuny, kiedy to trzeba się było ukrywać przed agenturą. Byle kto tam nie trafi, a co dopiero głupia mucha.
"Tylko dla naszych."

A dlaczego nie przyjąć strategii rybaka?
Nie przypadkowo Jezus wybrał na ewangelizatorów reprezentantów tego właśnie zawodu.
Prawdziwy rybak nie siedzi w piwnicy i nie czeka tam na zbawienie, ale bierze sieć i wychodzi łowić ryby.

Technologia, z której w tej chwili korzystasz, czytając tego bloga przez jednych nazywana jest internet - skrót od inter-network (między sieć), przez drugich www - world wide web (ogólno światowa pajęczyna).
Zatem pajęczyna pająka, czy sieć rybaka?
Możesz siedzieć biernie i korzystać z tego co stworzyli inni, jednak lepiej tworzyć swoją własną treść ewangelizacyjną, budując w ten sposób Królestwo Boże.
Można być biernym jak pająk, lepiej jednak być czynnym rybakiem.

Różnica staje się jeszcze bardziej wyraźna w realu.
Można siedzieć w zagrzybionej piwnicy, lepiej jednak wyjść na zewnątrz, choćby na dziedziniec kościoła, co już czyni różnicę na początek.
Nie mówię tutaj o jednorazowych "akcjach ewangelizacyjnych od wielkiego dzwonu", ale o co tygodniowych spotkaniach modlitewnych, które powinny być umiejscowione w "strategii rybaka", a nie w "strategii pająka".

Czy jest to realne?
Moim zdaniem tak, aczkolwiek nie znam ani jednej wspólnoty, która wychodziłaby ze swoimi spotkaniami na zewnątrz, choćby tylko w czasie kiedy warunki atmosferyczne na to pozwalają.
Dlaczego tak się dzieje?
Czyżby we wspólnotach były same pająki...

Na koniec warto zapytać dlaczego rybak miałby być lepszy od pająka, przecież i jedno i drugie to stworzenia boże.
1. Jezus wybrał rybaków, a nie pająki. I tu można, by w zasadzie zakończyć. Jednak człowiek ma w swojej naturze poszukiwać racjonalnych uzasadnień.
2. Regularne wychodzenie na zewnątrz jest znakomitym świadectwem dla niewierzących.
3. Można stworzyć diakonię dla ewangelizowania, przypadkowych przechodniów, którzy zatrzymają się z czystej ciekawości.
4. Spotkania będą jawne i prędzej czy później wszyscy w okolicy będą o nich wiedzieć.
5. Wychodzenie na zewnątrz odfiltruje ze wspólnoty fałszywych braci. Tak dzieje się zawsze w przypadku każdej ewangelizacji. Ludzie o życiowym credo "wszystko tylko nie ewangelizacja" przestaną chodzić do wspólnoty.
6. Każda osoba przychodząca do wspólnoty staje się automatycznie ewangelizatorem, nie ma innej opcji. I o to chodzi, ponieważ nie ma wzrostu duchowego bez ewangelizacji. Kto nie ewangelizuje ten się cofa.
7. Wychodząc na zewnątrz wypełniamy przestrzeń publiczną dobrą nowiną, uwielbieniem, pozytywną wibracją pieśni uwielbienia.
8. Chroni to wspólnotę przed przekształceniem się w kółko wzajemnej adoracji.
9. Pozwala przełamać strach przed ewangelizacją. Zawsze raźniej w dużej grupie niż samemu.
10. Otwiera wspólnotę na prowadzenie regularnych akcji ewangelizacyjnych wykraczających poza dziedziniec kościoła.