piątek, 19 czerwca 2015

Nie przyszedłem Pana nawracać

Nie raz zdarzało mi się, iż ktoś wiedząc o moich chrześcijańskich fascynacjach, zgadzał się ze mną spotkać tylko pod warunkiem, że nie będę go nawracał. Cóż było robić, trzeba było udzielić takiego zapewnienia.

Ja osobiście wierzę, iż każdy człowiek ateista również, nie może żyć bez Słowa Bożego, tyle że nie zawsze przybiera ono postać cytatów z Biblii. Bóg przemawia do ludzi na różne sposoby. Każdy musi konsumować Słowo Boże w przeciwnym wypadku umarł by z głodu. Jednak ta konsumpcja przybiera różne formy. Zatem nasz kerygmat musimy dostarczyć mu w strawnej dla niego formie. Inaczej umrze.
Być może ma "uczulenie" na Biblię i ucieknie od nas, gdy mu ją będziemy chcieli wmuszać na siłę?

Generalnie trzeba go nawracać tak, aby nie zorientował się, że go nawracamy. Jest to trudne i nie zawsze się udaje. Jeśli zostaniemy zdemaskowani i przyłapani na złamaniu umowy o ninawracaniu należy przeprosić. I powiedzieć coś w stylu że trudno się powstrzymać z okazaniem mu pomocy skoro jego problem mógłby rozwiązać Jezus, nawet jeśli w to nie wierzy. Wystarczy, że my w to wierzymy. Czasem to jest rozbrajające i człowiek zaczyna się otwierać. Wtedy trzeba wykorzystać moment i szybko iść za ciosem. Pamiętajmy Jezus jest po naszej stronie.

Jeśli się to nie uda, dajmy spokój, dalsza ewangelizacja będzie przeciwskuteczna Widocznie to nie jest czas dla niego. Czekajmy. Czasem nawet po wielu latach coś zacznie się zmieniać.
Jak to poznać?
Często sam ewangelizowany zacznie nam to sygnalizować na zasadzie, "chciałbym, a boje się". Przykładowo może zapytać nas niby z ciekawości, czy nadal "nawracamy grzeszników"?. To jest zielone światło, trzeba działać wtedy natychmiast, dla wywołania efektu zaskoczenia. Jeśli pomyliliśmy się - przeprosić za złe odczytanie jego intencji i czekać dalej. I nie zapomnijmy o modlitwie za niego.

Komuś może wydawać się, że to manipulacja. Że okłamujemy go. Spotkałem się z takimi zarzutami nieraz. Jednak ewangelizowany jest jak małe dziecko i faktycznie jest naszym duchowym dzieckiem, a dzieciom trzeba dostarczyć pokarm w odpowiedniej formie. Przypomnijmy sobie jak rodzice tłumaczyli nam w dzieciństwie pewne rzeczy w prosty dziecinny sposób, często uciekając się do różnych forteli odległych od prawdy, aby zachęcić nas do zrobienia czegoś albo uchronić przed uczynieniem sobie krzywdy. A przecież nikt nie myśli, że jest to manipulacja.
Czasem trzeba być sprytnym jak lis co mówił sam Jezus.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz